Koniec Wakacji

Koniec wakacji jest dla mnie zawsze ważnym punktem roku. Do szkoły nie chodzę już jakiś czas, ale lata rytmu roku szkolnego zostawiły we mnie ślad chyba na zawsze, dlatego na początku września zawsze znajduję się w podobnym stanie. Zaczynam tęsknić za pochmurnymi dniami, dłuższymi wieczorami, a nawet skrzypiącym śniegiem.

Lato jest intensywne. Dużo się przemieszczam, spotykam się ludźmi, biegam, zmieniam plany i czerpię z tego chaosu dużo przyjemności. A potem przychodzi początek września i moja głowa zaczyna domagać się większej struktury i ogólnego uporządkowania.

Prawdziwy Self Care

Jesienią zostaniemy zasypani przytulnym kontentem. Świeczki, koce, książki, swetry, kosmetyki, dekoracje. Można wymieniać bez końca. Wiele z tych rzeczy będzie się sprzedawać pod hasłem dbania o siebie w tym przecież przeziębieniowym i trudniejszym psychologicznie czasie. A przecież nic tak nie pozwoli o siebie zadbać jak nowa świeczka i wygodny dres (który już mamy w szafie, może nawet o nim zapomnieliśmy, bo długo było na niego za gorąco), do tego książki, które chętnie spędzą najbliższe miesiące na stercie innych nieprzeczytanych. Przykłady można mnożyć i na pewno kilka z tych, które przytoczyłam, przywodzą na myśl kolejne, dla każdego inne.

Porządki

Odkąd wyprowadziłam się z domu, sprzątanie zawsze pomagało mi zbudować w sobie poczucie panowania nad chaosem i kontrolowania rzeczywistości. O ile dobrze wiem, że posprzątany dom nie oznacza porządku w całym życiu i głowie, to wchodząc w ten czas roku, w którym spędzam więcej czasu w domu, chętnie sprzątam dokładnie całą przestrzeń i mimo swojej nomadycznej natury, osiadam w nim i cieszę się spokojną przestrzenią dookoła. Warto wspomnieć, że mieszkam w kawalerce na poddaszu i tej przestrzeni do sprzątania nie ma dużo, ale nie jest łatwo doprowadzić niewielkie mieszkanie do stanu, w którym nie ma wrażenia zagracenia, zwłaszcza, jeśli mieszkają w nim dwie osoby, pies, trzy rowery, trzy pary nart i stosy butów sportowych.

Pod koniec czerwca zawsze przytłacza mnie myśl, że oto dni są coraz krótsze. Pierwsze wyraźne tego oznaki są widoczne już w drugiej połowie sierpnia. I wtedy wystarczy zamknąć na chwilę oczy, żeby obudzić się w październiku i zacząć popadać w stagnację i ciągi dopaminowe. Moja głowa czasami potrzebuje bardzo dużo stymulacji. Jednocześnie łatwo mi przepalić zwoje (na przykład spędzając za dużo czasu na scrollowaniu, albo na pracowaniu w dużym skupieniu). O ile latem bywam na tyle zajęta, że okazji do pielęgnowania niezdrowych ciągów dopaminowych jest mniej, to jesienią, gdy szybciej robi się ciemno, łatwiej jest uznać, że taka forma „odpoczynku” będzie sposobem spędzenia wieczoru. Dlatego najlepsze, co mogę sobie zafundować, to szukanie sposobów na znalezienie optymalnego poziomu aktywności, nicnierobienia i bycia na dworze. W tym ostatnim podstawowe minimum zapewniają mi codzienne wyjścia z psem na przechadzki, siedem dni treningu na zewnątrz i jesienne starty w zawodach. Co roku staram się dorzucić do tego spacery i wyjścia w góry, które nie pochodzą z planu treningowego.

Kalendarze, plannery, trackery

Kto kupił na początku stycznia kalendarz, który teraz leży na dnie szuflady i pewnie pozostanie tam do końca roku albo i dłużej? W szkole bardzo często zmieniałam zeszyty do swoich ulubionych przedmiotów, bo prowadziłam je zbyt brzydko i często zapominałam je zabrać na lekcje, więc musiałam potem wklejać w nie kartki i nie wyglądały ostatecznie tak, jakbym chciała (Bogu dzięki nie znałam wtedy pinteresta). Z każdym nowym zeszytem, kupionym w empiku za zaskórniaki liczyłam, że oto dziś nastał ten dzień, gdy stanę się porządna i będę prowadzić zeszyt jak należy. Podobne uczucie miałam kupując sobie kalendarz na początku stycznia, a potem kolejny we wrześniu. Ten ze stycznia gdzieś się zawieruszył, wpisy w nim kończyły się w kwietniu. Kalendarz Ala Makota 2007 i 2008 nadal spoglądają na mnie z półki w sypialni mojej mamy. Czasem je otwieram i sama do siebie śmieję się z tego, co tam wpisywałam.

Na studiach zrozumiałam, że potrafię robić dobre notatki i umiem się uczyć, ale kalendarz pełni w moim życiu funkcję raczej estetyczną. Pierwsze lata w korporacji i wrzucanie spotkań w outlooka były momentem, w którym nie mając wyjścia, musiałam stać się bardziej zorganizowana. Potem zaczęłam różne pierdoły zapisywać w zeszycie i postanowiłam sobie, że jakkolwiek ten zeszyt nie będzie wyglądał, to zapiszę go do ostatniej kartki bo jestem już dorosła i potrafię. Kilka lat pózniej jestem szczęśliwą posiadaczką bullet journala, w którym wpisuję wszystkie pracowe drobnostki i jeden zeszyt potrafi ze mną spędzić dwa lata. Do ostatniej strony.  

Wspominam o tym, bo może dla kogoś, kto od marca nie zapisał ani strony w swoim pięknym kalendarzu, będzie to impuls do tego, żeby do niego wrócić i po prostu kontynuować to przerwane dzieło. Oczywiście kupno nowego notesu Moleskine i zamówienie zestawu pisaków i ołówków z Muji podniesie motywację. Na chwilę. Wybranie nieco trudniejszej drogi, opartej na naszej wewnętrznej chęci i motywacji na pewno przyniesie bardziej długotrwałe efekty.

Na macie, w siłowni, na dworze

Regularny ruch jest dobry, ale jesienią na pewno dla wielu osób trudniejszy do włączenia w plan tygodnia. Szybko robi się ciemno, poziom energii jest znacznie niższy niż latem, a fotel aż prosi, żeby się rozgościć, dlatego warto wtedy pomyśleć o tym, jak dobrze na nas wpłynie odrobina aktywności. Oczywiście, że nie będzie się chciało, ale właśnie wtedy ruch przynosi najwięcej satysfakcji. I poprawia samopoczucie, pobudza. A w okresie jesienno-zimowym jest to podwójnie ważne, bo przecież mniej spacerujemy, chodzimy czy jeździmy na rowerze, bo pada albo wieje. Dlatego kurtka przeciwdeszczowa (chociażby dobra, markowa membrana z Vinted) i komin to według mnie „must have” sezonu. Bo tylko odpowiednio ubranym można miło spędzić czas w pogodzie, która z okna wygląda totalnie niezachęcająco. I jeśli ktoś spyta mnie dlaczego w ogóle wspominam o wychodzeniu na dwór w taką pogodę i jeszcze czerpaniu z tego przyjemności to ja odpowiem krótko: przypomnij sobie, ile słonecznych dni było w ostatnim listopadzie i grudniu, a potem samodzielnie zdecyduj czy wolisz spróbować polubić się z tą pogodą czy patrzeć na nią zza okna i dołować, że jest brzydko. Dwa miesiące z dwunastu wyglądają tak w Polsce. I nie ma co marudzić, kiedy można odnaleźć w tym coś dla siebie. A skoro mi się udało, to wielu innym osobom też się uda. Chodzenie to najprostsza forma ruchu. Możemy zrobić z niej swojego sprzymierzeńca.

Proste sprawy

Proste sprawy bywają trudne. Cieszenie się rzeczami, które nie dostarczają natychmiastowej gratyfikacji to na pewno kwestia budowania nawyków, samokontroli i uważności. Ale nie wątpię, że przeżycie tej “najgorszej pory roku” w sposób nieco aktywniejszy, bardziej odlepiony od telefonu, bez łatania życia zakupami bardzo szybko sprawi, że ten czas stanie się co najmniej bardziej znośny. A może nawet przyjemny.

Na urodziny dostałam drugi już bukiet Lego, w związku z tym pierwszy, który stoi na moim biurku, zostanie złożony i wysłay w paczce komuś, kto ma ochotę na jesienne, wieczorne układanie klocków. Jeśli chcecie pożyczyć ten zestaw- napiszcie do mnie na instagramie. Nie mam miejsca na dwa!

przygotowałam to ja, Jarząbek

We use cookies to improve your experience and to help us understand how you use our site. Please refer to our cookie notice and privacy statement for more information regarding cookies and other third-party tracking that may be enabled.